THOR: Ragnarok - Spuść powietrze i pękaj ze śmiechu
Taika Waititi to
reżyser, który od pewnego już czasu przykuwał moją uwagę. Zaczęło się od filmu „Boy” z 2010, o skomplikowanej relacji
łączącej ojca i syna, w świecie widzianym oczami dziecka. Piękne krajobrazy,
zakręcona historia i nieszablonowi bohaterowie to coś co wyróżniało tę
produkcję. Kolejny obraz Nowozelandczyka, który obejrzałam to „Co robimy w ukryciu”. Okazało się, że
reżyser wypracowuje swój niepowtarzalny styl, który nadaje jego tworom
unikalnego charakteru. Tym razem film przybrał konwencję reportażu i
przedstawiał perypetie życia codziennego wampirów.Tak, wampirów! Waititi zagrał
w nim również jedną z głównych ról, a z ekranu emanowało humorem w stylu Monty
Pythona. No i wreszcie przyszedł czas na „Dzikie
Łowy” (Hunt for the Wilderpeople), o których pisałam nie tak dawno na
blogu. Zachęcam do przeczytania i obejrzenia, bo ta produkcja może dostarczyć
wiele frajdy.
Poświęciłam ten lekko przydługawy wstęp reżyserowi, ponieważ
wydaje mi się on wciąż za mało doceniany, zwłaszcza w naszym
kraju - a to jeden z bardziej kreatywnych i charyzmatycznych młodych twórców.
Wspaniale, że udało mu się przemycić trochę tego swojego koloru i nonszalancji
do blockbusterowej produkcji jaką niewątpliwie jest kolejna część uniwersum
Marvela. Producenci dali mu wolną rękę, zaryzykowali i opłaciło im
się to z nawiązką. Zarówno krytycy, jak i widownia są zachwyceni. Co więcej,
myślę, że ten ruch wyjdzie na dobre także samemu reżyserowi, któremu otworzy
się wiele nowych drzwi w Hollywood. Oby tylko nie zatracił swojego charakterystycznego
pierwiastka, który wyróżnia jego dzieła.
Co do produkcji Marvela,
to niektóre z nich bardzo lubię, inne trochę mniej, a na niektórych nie
dotrwałam nawet do połowy seansu. Przeważnie wiem czego po tych filmach się
spodziewać. Zazwyczaj dostarczają widzom dużo śmiechu i dobrych
efektów specjalnych, co pozwala na wyjście z kina zadowolonym. Bywa jednak, że
powiewa nudą, a fabuła kuleje za bardzo, by mogła być do zniesienia. Dlatego przed seansem mogą
pojawiać się obawy. Na szczęście ja na nowym „Thorze” bawiłam się tak dobrze jak na ostatnich „Strażnikach Galaktyki”. Było
odjazdowo, kolorowo i intensywnie. Mimo,
że film trwał ponad dwie godziny nie znalazło się chwili na nudę. Główny atut to emanujące poczucie humoru, dzięki któremu na kinowej sali można było usłyszeć
gromki śmiech widowni już od pierwszych minut projekcji. I te odgłosy nie
milkły do samego końca, bo film cały czas trzymał poziom i nie zwalniał tempa.
Obsada spisała się znakomicie, wydaje się, że nie było
żadnego niecelnego trafienia. Hemsworth
jak zwykle piękny i posągowy, ale jednocześnie z dużą dozą dystansu do siebie,
co tylko dodało mu uroku. Mark Ruffalo
jest jednym z moich ulubionych aktorów i bardzo czekam aby doceniono go
wreszcie statuetką Oscara. Za rolę Hulka
z pewnością jej nie dostanie, ale fajnie, że potrafi odnaleźć się też w
bardziej rozrywkowych klimatach. Piorunujące wrażenie robi śliczna Tessa Thompson znana m.in. z „Creed: Narodziny legendy”. W roli
silnej i zbuntowanej Walkirii spisała się pierwszorzędnie. Starzy wyjadacze
również nie zawodzą, chociaż Cate Blanchett
z pewnością miała lepsze aktorskie popisy. Tutaj jest po prostu demoniczna i
wkurzona. Dlaczego tak jest tego do końca nie wiemy, bo przecież antagoniści w adaptacjach Marvela są przeważnie tylko dodatkiem dla popychania
fabuły. Świetną postać do zagrania dostał za to Jeff Goldblum i szkoda, że było go tak mało na ekranie. Ta rola wniosła powiew świeżości i na nowo przywróciła gwiazdorowi utracony
blask. No i jest jeszcze Loki…Wielu go kocha, mi jest obojętny. Za Hiddlestonem i jego sztucznym uśmiechem
nie przepadam, ale powiedzmy, że w tej roli jestem w stanie go zaakceptować i
tym razem dostarczył mi pozytywnych emocji. Warto też na koniec wspomnieć o
świetnym comic reliefie jakim była postać Korga,
któremu głosu użyczył sam reżyser.
Ja na seans wybrałam się z całą rodziną i każdy z domowników
wyszedł z kina zadowolony. A to zdarza się rzadko, bo wiecie jak to jest…ciężko
wszystkim dogodzić. Dlatego spokojnie mogę polecić ten film, bo istnieje duża szansa, że się Wam spodoba. Możecie się śmiało odstresować, pośmiać i rozerwać,
w któryś z tych jesiennych wieczorów. Zwróćcie też uwagę na gościnne występy
chociażby Matta Damona czy Benedicta Cumberbatcha. Miłego seansu!
Ocena 8/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz