Siedem minut po północy - Za dojrzały na bycie dzieckiem, za młody na bycie mężczyzną

Siedem minut po północy - Za dojrzały na bycie dzieckiem, za młody na bycie mężczyzną


„A Monster Calls” czyli „Siedem minut po północy” to twór ciężki do zdefiniowania. Tak jak nasz główny 10-letni bohater jest gdzieś w połowie bycia dzieckiem, a dorosłym – tak samo film jest w połowie drogi między kinem przygodowo-familijnym, a pełnokrwistym dramatem obyczajowym. Jak dla mnie ten eksperyment dał dzieło niezwykle oryginalne i jedyne w swoim rodzaju. Wybierając się jednak do kina musimy pamiętać, że dla mniejszych dzieciaczków ten film może być po prostu za ciężki. Powinniśmy mieć świadomość, że nie jest to infantylna, kolorowa wydmuszka tylko poważny obraz traktujący o bardzo traumatycznym przeżyciu jakim jest śmiertelna choroba rodzica. Z tego też powodu cieszę się, że do dystrybucji nie trafiła wersja z dubbingiem, a jedynie ta z napisami.

Złote Globy 2017 - podsumowanie

Złote Globy 2017 - podsumowanie


 

Lśniące kreacje, wypastowane buty, idealne fryzury. W tle leje się szampan, słychać gwar rozmów i chichoty największych gwiazd kina i telewizji. Pora zacząć jedno z dwóch najważniejszych wydarzeń w Hollywood.

Tegorocznym prowadzącym Złote Globy był Jimmy Fallon, znany przede wszystkim ze swojego programu The Tonight Show. W ogólnej opinii (do której się przychylam) Fallon nie sprawdził się w swojej roli. Zaczęło się od zepsutego promptera, kiedy to przez minutę, dwie Jimmy musiał improwizować i okazał się w tym bardzo nieudolny. Późniejsze jego żarty również nie zostały ciepło przyjęte. Próbował wyśmiać Trumpa, naśladować Chrisa Rocka i rapować, ale na niewiele się to zdało. Jego poprzednik Ricky Gervais był chamski i często przekraczał granicę, ale przynajmniej nie było nudno. Fallon postanowił zagrać bardzo zachowawczo. Jedynie teledysk otwarcia stylizowany na „La la land” można uznać w jego wykonaniu za udany.  



Paterson - Poezja czarno-białego życia

Paterson - Poezja czarno-białego życia



Bywa, że proza życia jest ciężka do zniesienia. Gonimy ciągle za czymś, za kimś, nie wiedząc do końca czy jak już to dogonimy – to czy da nam szczęście. Nowy smartphone, większe mieszkanie, szybszy samochód. Ciągle pełni ambicji i w nieustannym biegu po sukces na jakimkolwiek polu. Tytułowy bohater najnowszego obrazu Jima Jarmuscha tym różni się od większości ludzi, że za niczym nie goni. Jest szczęśliwy z tego kim jest, co robi i jak wygląda jego życie. Chociaż na pierwszy rzut oka nie wydaje się być ono jakieś wielce intrygujące. Co dziennie wstaje wcześnie rano, całuje czule żonę na przywitanie, jako kierowca autobusu przysłuchuje się pasażerskim rozmowom, a w wolnych chwilach oddaje się celebrowaniu poezji. Poezję kocha całym sercem i sam ją tworzy, zapisując skrawki swych myśli w sekretnym notesie. Czy to właśnie ona daje mu taką siłę?


Niektórzy kąśliwie mogą spuentować, że jest to film o jeżdżeniu autobusem. Jednak cóż za krzywdzące byłoby to stwierdzenie. Owszem narracja jest powolna, a akcja mało wartka (tak, niektórzy chrapali na seansie). Dlatego podczas oglądania tego obrazu trzeba umieć zwolnić, wczuć się w jego spokojny klimat, wsłuchać w szum wodospadu i w piękno przytaczanych wierszy. Dostajemy od reżysera czas na to by towarzyszyć Patersonowi na spacerze z psem i posiedzieć z nim w barze przy jednym piwie. Możemy obserwować jak jego żona co rusz wpada na nowy pomysł bycia sławną, bogatą i artystycznie spełnioną…A on nie sprowadza jej ani na chwilę na ziemię, nie podcina skrzydeł. Wręcz przeciwnie – pozwala jej latać, chociaż ona sama jeszcze nie wie dokąd chciałaby polecieć. 
Copyright © 2014 Filmowe migawki , Blogger