The Square - Żebracy i Hipokryci


 
Odkąd film został nagrodzony Złotą Palmą na tegorocznym festiwalu w Cannes czyhałam żeby mieć sposobność go obejrzeć. A to nie lada wyczyn, bo grali go w niewielu miejscach, niezbyt często i niezbyt długo. (To przecież nie Botoks). Faktycznie produkcja jest lekkim wyzwaniem z uwagi na czas trwania, bo 2,5 godziny seansu można już odczuć w pośladkach. Dodatkowo warto być ciągle skupionym na dialogach i rozwoju akcji, by nie zagubić sensu filmu i właściwie odczytać przesłanie, które chciał nam przekazać reżyser. Mimo potrzeby rzeczonego wysiłku polecam podejść do tego obrazu, za sprawą którego możemy niejednokrotnie się zaśmiać, ale także zadumać nad bieżącymi problemami uwierającymi europejskie społeczeństwo.



To komedia o gorzkim posmaku, swego rodzaju satyra światka sztuki współczesnej, gdzie wyśmiewany zostaje snobizm i ludzka hipokryzja. Bohaterem filmu jest dyrektor szwedzkiego muzeum - Christian, człowiek zamożny, na wysokim stanowisku, ale jednocześnie kompletnie nieradzący sobie z relacjami międzyludzkimi. Jedna pozornie zwyczajna sytuacja w jego życiu uruchamia lawinę zdarzeń, która powolutku osuwa mu grunt pod nogami i ujawnia jego prawdziwe, wcale nie tak perfekcyjne oblicze.

Parodia, groteska, absurd, czarny humor – taką mieszankę znajdziemy w nowym dziele szwedzkiego reżysera. Ruben Östlund bardzo zgrabnie potrafi wypunktować przywary swojego społeczeństwa. A jako że jest doskonałym obserwatorem, udaje mu się obnażyć wiele paradoksów panoszących się w państwie opiekuńczym jakim jest m.in. Szwecja. Obywatele, którzy do granic możliwości starają się być poprawni politycznie, jednocześnie są też niebezpiecznie nieufni i coraz bardziej zamknięci na drugiego człowieka. Ci sami ludzie, którzy wrzucają grube banknoty w miski żebraków, by uspokoić sumienie lub coś zademonstrować, później okazują się egoistami, którzy nie potrafią oddać zwyczajnej przysługi bliźniemu. 


„The Square” w moim mniemaniu ma kilka słabości. Niektóre sceny są zdecydowanie przeciągnięte i stają się dla widza nużące. Ale zdecydowanie jest też kilka świetnych momentów, które utkną w mojej pamięci na długo. Niewątpliwie jednym z nich jest scena (przedstawiona już po części w zwiastunie), kiedy ma miejsce performance niejakiego Olega wcielającego się w goryla. To bardzo intensywne i emocjonalne doznanie. Nie wiemy do końca o co chodzi i co tu tak naprawdę się dzieje, ale cały czas czujemy w powietrzu niepokój i wiszące napięcie. Ja musiałam złapać się kurczowo kinowego fotela.

Kończąc mój wywód polecam każdemu zaznajomić się z tą produkcją, zwłaszcza, że może to być mocny kandydat do Oscara (w kategorii filmu nieanglojęzycznego). Dodatkowo jeśli lubujecie się w absurdalnym humorze, to jest go tu na pęczki. Podejdźcie do tego obrazu z wypoczętą głową i świeżym spojrzeniem, a na pewno uznacie seans za udany.  

ocena 7,5/10 
 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Copyright © 2014 Filmowe migawki , Blogger