Śmietanka towarzyska - Allenowski crème de la crème


Woody Allen – cóż to za postać! Cherlawy, malutki okularnik z wielkim talentem pisarskim i komediowym. Trzykrotnie nagrodzony Oscarem za scenariusz oryginalny i raz za reżyserię („Annie Hall”). Miłośnik jazzu, Nowego Jorku i kobiet. Ekscentryk, ateista, mąż swojej adoptowanej córki. Bez wątpienia tworzy kino autorskie, które jest jednocześnie jednym z bardziej monotematycznych w historii. Niesamowite, że mając 80 lat na karku nadal jest w stanie rok w rok napisać i wyreżyserować swoje kolejne dziecko. Tym razem zdecydował się nam zaprezentować komedię z elementami romansu. Cóż za zaskoczenie!


Fakt, że wybierając się na film Allena, w ciemno możemy jako tako przewidzieć jak będzie się rozwijała fabuła jest równocześnie plusem i minusem. Dla wielbicieli ciętych dowcipów o Żydach oraz filozoficznych wstawek to zawsze będzie kinowa uczta. Natomiast dla tych nielubiących twórczości nowojorczyka to zawsze będą filmy przegadane, w których nic się nie dzieje, nie ma szybkiej akcji i są tak naprawdę o niczym. Ja częściej należałam do tej drugiej grupy, jednak odkąd sięgnęłam po najwcześniejsze pozycje Allena ("Annie Hall", Hannah i jej siostry"), coraz bardziej doceniam jego inteligencję i kunszt pisarski. W mojej opinii „Śmietanka towarzyska” utrzymuje dobry poziom poprzednich produkcji takich jak „Zakochani w Rzymie” czy „Blue Jasmine”.



Piękne zdjęcia, scenografia i kostiumy, a także wybrzmiewające w tle jazzowe melodie wspaniale przenoszą widza w lata 30-te słonecznego Los Angeles oraz poetyckiego Nowego Jorku. Reżyser po raz pierwszy zdecydował się na użycie kamery cyfrowej i efekty są naprawdę zadowalające. Tak więc z pewnością głównym atutem najnowszej produkcji, oprócz dialogów (jak zawsze mistrzowskich!), jest bajkowy klimat, który pochłonął mnie bez reszty. Kreacje aktorskie są w większości bardzo udane. Jesse Eisenberg przejął pałeczkę po samym Allenie, grając jego neurotyczną, młodszą wersję. Chudy, przygarbiony, lekko znerwicowany - tak jak z reguły aktor jest dla mnie nieziemsko irytujący, tak w tej odsłonie sprawdza się doskonale (podobnie jak w „Zakochanych w Rzymie”). Szansę na rozwinięcie skrzydeł dostała również Kristen Stewart i w pełni ją wykorzystała. Śliczna i z charakterem, wraz z Eisenbergiem stworzyli wspaniałą ekranową parę, gdzie solidnie zaiskrzyło. Czego niestety nie można powiedzieć o wątku z Blake Lively. Aktorka jest bez wątpienia jedną z najpiękniejszych kobiet chodzących po tym padole, ale poza urokiem osobistym nie dostrzegłam w jej grze niczego porywającego. No i Steve Carell, który wybitnym aktorem też nie jest, ale obsadzenie go w roli butnego, przebojowego agenta hollywoodzkich gwiazd było strzałem powiedzmy w dziewiątkę (bo na pewno znalazłby się ktoś jeszcze lepszy). Dla fanów pierwszego sezonu serialu „House of Cards”, jest też mały smaczek - drugoplanową rolę gangstera otrzymał Corey Stoll – tylko tutaj ma włosy. 


Jak się domyślacie wybuchów i pościgów w „Café Society” nie doświadczycie. Chociaż wątków pojawia się sporo: miłosny, gangsterski, filmowy. Spodziewajcie się za to komicznych sytuacji i prześmiesznych żartów, jak zawsze o wierze, śmierci i głupocie ludzkiej. Dostaniecie też garść skomplikowanych relacji międzyludzkich, gdzie miłość i uczucia na pewno nie są czarno-białe, a żaden człowiek nie jest ideałem i ma pełne prawo do popełniania błędów. Przyznam, że naprawdę nie raz, nie dwa udało mi się głośno zaśmiać w kinie (za co przepraszam współtowarzyszy), a na sam koniec także wzruszyć. Zostałam nieco zmuszona do refleksji. Ostatnie ujęcia przepełnione są bowiem melancholią i tęsknotą. Jak mówi sam Woody Allen tworzenie filmów to dla niego rodzaj terapii. Może dla niektórych jego filmy także staną się rodzajem kuracji dla schorowanych dusz? Następna sesja terapeutyczna zapewne już za rok.

Ocena 7/10 
 


3 komentarze:

  1. Zachecajace ale ocena 7/10 po przeczytaniu recenzji mnie zdziwila :-P Filmu nie widzialem, wiec chyba czas wybrac sie do kina :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czemu Cię zdziwiła ocena? :D to porządnie skrojona komedia z pięknym klimatem, na której można się pośmiać i zadumać. Ale nie jest to też nic na tyle odkrywczego czy ujmującego by oceniać ten film wyżej. Jest po prostu dobry :)

      Usuń

Copyright © 2014 Filmowe migawki , Blogger