LION. Droga do domu - Przepraszam, którędy do domu?


  Indie. Kraj piękny i przerażający jednocześnie. Cudowne krajobrazy mieszają się tu z biedą i brudem. Na ulicach czuć zapach wspaniałych orientalnych przypraw, a  zaraz obok szerzy się handel dziećmi, głód, pedofilia…To jest właśnie dom naszego małego bohatera Saroo, który zasypiając w pociągu i przejeżdżając 1600 km traci go w mgnieniu oka. 

„Lion” to reżyserski debiut pełnometrażowy Gartha Davisa. I to jaki debiut! Chciałabym żeby mi tak wszystko wychodziło za pierwszym razem. Wiadomo, że największą siłą tego filmu jest wzruszająca i intrygująca historia, którą napisało samo życie…Jednak takie historie również należy umiejętnie opowiedzieć, by zapisały się w naszej pamięci na dłużej. Reżyserowi udało się to dzięki przyzwoitemu scenariuszowi, przejmującej ścieżce dźwiękowej, ale przede wszystkim dzięki zobrazowaniu opowieści poetyckimi zdjęciami Greiga Frasera. To prawdziwa uczta dla zmysłów, „operatorka” z najwyższej półki, która jak najbardziej zasłużenie zdobyła główną nagrodę na festiwalu Camerimage. Teraz tylko czekać na oscarową nominację.  


Kolejnym plusem produkcji są popisy aktorskie. Bez wątpienia najjaśniejszą gwiazdą jest 8-letni Sunny Pawar. Naturalność i swoboda chłopca przed kamerą, a także jego ogromny urok sprawiają, że fabuła nabiera potrzebnej wiarygodności i wciąga bez reszty! Młody aktor przyćmiewa w tym obrazie Deva Patela czy nawet Nicole Kidman. Tak jak rok temu w „Pokoju” zachwycił mnie mały Jacob Tremblay, tak w tym moje serce skradło Słoneczko z Indii. Niemniej pozostałym aktorom nie można odmówić talentu i tego, że stanęli na wysokości zadania. Patel jest bardziej dojrzały niż w swoich poprzednich kreacjach („Slumdog…”, „Hotel Marigold”) - widać, że cały czas rozwija swoje aktorskie umiejętności (mięśnie też – WOW co za ciacho!). Nicole Kidman i Rooney Mara miewały w swojej karierze lepsze i gorsze występy, ale tutaj na obie patrzyło się z przyjemnością i z dużym zaangażowaniem śledziło ich poczynania (dwie sceny z Kidman doprowadzają do łez).


Jedynym zastrzeżeniem może być fakt, że pod koniec seansu lekko siada tempo i rozwój akcji. Zdecydowanie lepszą częścią filmu jest jego pierwsza połowa z małym Saroo w roli głównej. Jednak finał tej historii był dla mnie jak najbardziej satysfakcjonujący. To produkcja dla każdego. Niosąca dużo ciepła, nadziei i wzruszeń. Warsztatowo i fabularnie na wysokim poziomie. Bardzo udany debiut.

ocena 8/10 



1 komentarz:

  1. Ten film mi polecano, ale wciąż się waham :) Podobno piekne zdjęcia, krajobrazy i jest na czym oko zawiesić :)

    OdpowiedzUsuń

Copyright © 2014 Filmowe migawki , Blogger