Ostatnio obejrzane: Julieta, Boska Florence, Aż do Piekła
W bieżących dniach udało mi się obejrzeć kilka
ciekawych premier kinowych. Nie miałam jednak za dużo czasu ani weny by napisać
o każdym z nich dłuższą recenzję. Dlatego przygotowałam dla Was rekomendację w
pigułce, aby przybliżyć pokrótce moje wrażenia.
„Ludzie tak szybko odchodzą”
Najnowszy film Pedro Almodovara wywołał wiele dyskusji
wśród krytyków i widzów. Można polemizować jak bardzo reżyser jest wtórny w
swej twórczości. Czy potrafi jeszcze zaskoczyć, czy podczas seansu od razu
zorientujemy się jaką talią kart gra z widzem? Moim zdaniem jednak nie ma sensu
się nad tym za długo zastanawiać. Każdy reżyser ma swój styl i albo się go
lubi, albo nie. Niektóre filmy są bardziej udane, niektóre mają więcej
Almodovara w Almodovarze inne mniej.
„Julieta” to na pewno nie będzie strata czasu dla
tych, którzy lubią wrażliwość i estetykę twórcy „Przerwanych objęć”. Jak zawsze
zaserwuje nam historię pełną tajemnicy, dramatyzmu, intryg i emocji. Seria
niewiarygodnych zdarzeń czasem na myśl przywiedzie operę mydlaną, jednak
zrobioną z wielką klasą. Zdjęcia ucieszą oczy, każdy kadr nasycony kolorami,
mógłby wisieć w moim domu jako obraz na ścianie. Pierwsze skrzypce grają
piękne, utalentowane aktorki, a w tle podziwiać możemy cudowne hiszpańskie
lokalizacje i posłuchać klimatycznej muzyki. Polecam ten film szczególnie
widzom, dla których liczy się przede wszystkim historia i umiejętność jej
sprawnego opowiadania.
ocena
7/10
Wiele osób polecało mi ten film. Mówiło jak bardzo się
na nim uśmiało. A mi wydał się przeciętny. Niestety wygląda na to, że nie pozostanie
na długo w mojej pamięci. Simon Helberg, którym tak się zachwycają niektórzy
krytycy, moim zdaniem był bardzo sztuczny i przerysowany. Patrząc na
nieśmiałego pianistę Cosmé (który każde zdanie wypowiadał tak jakby miał zaraz
zemdleć) i tak widziałam Howarda z "The Big Bang Theory". Co do Meryl Streep
oczywiście jest królową i to jest niepodważalne. Tutaj też jak zwykle zagrała
wspaniale, ale miała już tyle genialnych ról, że po prostu wiemy czego się po
niej spodziewać. A rola Florence była trochę nieprecyzyjnie napisana. Szczerze
mówiąc czasem nie wiedziałam co kieruje Florence, czy rzeczywiście jest tak
naiwna czy po prostu wypiera niektóre fakty ze świadomości. Najpierw autorzy
kazali nam się śmiać z jej fałszowania i godnych politowania występów, a zaraz
potem podziwiać ją i docenić jej wytrwałość oraz miłość do muzyki. Wyszło to
wszystko trochę pretensjonalnie: śmiechy na widowni jakby wymuszone, podkład
muzyczny jak z centrum handlowego – ciężko mi było wejść w ten świat.
Ale na szczęście był Hugh. Jak on pięknie zagrał. To
jest zdecydowanie jego film, to on kradnie show. Bije od niego takie ciepło,
dojrzałość, klasa, urok osobisty. Jest niesamowity. Dla niego i dla fałszów
Meryl warto kiedyś obejrzeć ten film.
ocena 5+/10
Film, który jak dotąd nie zgromadził za dużej widowni.
A szkoda. Jednak nie dziwi mnie to, bo takie obrazy mają ciężko. Nie znajdziemy
w nich za dużo optymizmu i szczęśliwych zakończeń. Tu nie ma wygranych – są
tylko przegrani. Świat nie zostanie podkolorowany na potrzeby oglądalności.
Jest tylko gorzka pigułka, którą będzie trzeba przełknąć i się z nią
zmierzyć.
Fabuła „Aż do piekła” dzieje się na pograniczu
Teksasu i Nowego Meksyku. Dwóch braci decyduje się ponapadać na kilka banków i
zgarnąć trochę kasy. Ale nie za dużo, tylko tyle by sprawiedliwości stało się
za dość. Bo bieda (jak mówi jeden z braci) jest jak zaraza, która przechodzi z
pokolenia na pokolenie. A on ma już tego dosyć. Smutne to, ale jakże prawdziwe.
Film jest dość przewidywalny i w miarę szybko orientujemy się jak mogą potoczyć
się losy bohaterów. Jednak nie przeszkadza nam to w zaangażowaniu się w tę
historię. Przede wszystkim łatwo nam wczuć się w klimat teksańskich bezdroży
dzięki wspaniałym panoramicznym ujęciom, klimatycznej muzyce Nicka Cave'a, a
także znakomitym aktorom. Jeff Bridges dostał rolę na miarę swego talentu i
błyszczy. Ben Foster po raz kolejny udowadnia, że jest wciąż za mało doceniany
i zasługuje na więcej laurów w hollywoodzkim światku. No i Chris Pine.. Cóż za
zaskoczenie! Kto by pomyślał, że chłopaczek z komedii romantycznych i kapitan
Kirk ze „Star Treka” odwali taki kawał dobrej roboty. Ukłony!
To nie jest lekki film i przedstawia smutną
rzeczywistość. Jednak daje nam też wiele chwil wytchnienia i rozbawia
wygłaszanymi przez postaci dialogami. Nie ma tu wymuszonego tragizmu, wszystko
dzieje się bardzo naturalnie, jakby przebieg zdarzeń był po prostu nieuchronny.
Scenariusz napisał autor „Sicario”. I chociaż wielu zachwyca się właśnie
poprzednim dzieckiem scenarzysty, dla mnie ta nowa odsłona była lepsza.
ocena 7+/10
"Aż do piekła" to jeden z najlepszych filmów jakie widziałem w tym roku, a idąc do kina nie miałem zbyt wysokich oczekiwań wobec niego. Na szczęście zostałem pozytywnie zaskoczony. Można powiedzieć, że to taki western w dzisiejszych czasach :) Muzyka Cave'a świetna!
OdpowiedzUsuńSuper! Cieszę się bardzo, że ktoś jeszcze zobaczył ten film i odebrał go podobnie do mnie! :)
OdpowiedzUsuń