Porcja dobrego kina - klasycznie, refleksyjnie i światowo
Jest sporo filmów, które szczególnie odcisnęły
się w mej pamięci. Chętnie podzielę się z Wami niektórymi tytułami. W tej
sekcji postaram się wybierać takie filmy, które mogą być Wam nieznane lub lekko
zapomniane. Dzisiaj przybliżam 3 tytuły z różnych gatunków. Mam nadzieję, że
wybierzecie coś dla siebie na jeden z filmowych wieczorów. :)
Klasyczne
migawki
„Rzymskie wakacje” (Roman Holiday) –
1953 r.
Reż. William Wyler
Obsada: Audrey Hepburn, Gregory Peck
Jedna z najwspanialszych komedii romantycznych jaką
widziałam. Przepiękna i charyzmatyczna Audrey Hepburn udowadnia w niej dlaczego
stała się wielką damą srebrnego ekranu.
Młodziutka wówczas aktorka otrzymała za swoją rolę Oscara, a także zyskała
uznanie w oczach swoich bardziej doświadczonych kolegów z planu: Gregory Pecka
i reżysera Williama Wylera. Zachwycające rzymskie lokalizacje, dużo humoru i
romantyzmu sprawiają, że to pozycja obowiązkowa dla wszystkich wielbicieli
miłosnych historii. Dzisiejsi twórcy komedii romantycznych powinni się na tym
dziele wzorować i przypomnieć sobie jak można stworzyć dobry film tego gatunku.
Migawkowe refleksje
„25. godzina” (25th
Hour) – 2002 r.
Reż. Spike
Lee
Obsada: Edward Norton, Philip Seymour-Hoffman,
Billy Pepper, Rosario Dawson, Anna Paquin
Film, który
widziałam już kilka razy. Bardzo zapadł mi w pamięć i zawsze będzie miał szczególne
miejsce w moim sercu. Ciężko sprecyzować z jakiego powodu jest dla mnie taki
wyjątkowy – ma po prostu to „coś” co mnie ujęło. Na to coś składa się niepowtarzalny
klimat, wspaniali aktorzy, przejmująca historia. Gdy ktoś zadaje mi pytanie (którego
nota bene nie znoszę) jaki jest mój ulubiony film - często na myśl przychodzi
mi właśnie dzieło Spike’a Lee. Kiedyś byłam ogromnie zafascynowana Edwardem
Nortonem i oglądałam wszystkie filmy z jego udziałem. Ta fascynacja trwa nadal,
tylko ostatnimi czasy Norton nie gra w wielu produkcjach. Także dla samego wielkiego
talentu aktora warto zaznajomić się z tym obrazem. Scena jego monologu, który
wygłasza przed lustrem - mocny!
Scena monologu:
Migawki not made in America
„Viviane chce się rozwieść” (Le procès
de Viviane Amsalem) – 2014 r.
Reż. Ronit
Elkabetz, Shlomi Elkabetz
Obsada: Ronit
Elkabetz
Historia
kobiety, która przez kilka lat walczy o swoją wolność, godność i niezależność. Walczy o to, by otrzymać rozwód uwalniający ją od mężczyzny, którego nie kocha. Film
obnaża najsłabsze punkty izraelskiego społeczeństwa. Patrzyłam z
niedowierzaniem jak bohaterowie wygłaszają swoje poglądy - nie zważając na to jak bardzo przekonania
te krzywdzą innych ludzi. Pomimo, że cały film rozgrywa się wyłącznie na sądowej sali
rozpraw, nie odczujemy znużenia. Wymiana dialogów, świetnie zagrane emocje i
nawarstwiająca się frustracja bohaterów nie pozwolą nam na oderwanie wzroku od
ekranu. Musimy jednak wiedzieć czy lubimy takie filmy, w których akcja jest nieśpieszna
i oparta jedynie na wymianie zdań, spojrzeń.
Pękło mi
serce, kiedy dowiedziałam się, że odtwórczyni Viviane - Roni Elkabetz zmarła w
wieku 51 lat na nowotwór. Ta utalentowana kobieta o posągowej urodzie nie tylko zagrała, ale też
wyreżyserowała i napisała wraz z bratem jeszcze kilka innych filmów, które zdobyły uznanie krytyków. Przez niektórych została nawet okrzyknięta izraelską Meryl
Streep. Na pewno nadrobię jej filmografię.
Polecam Wam
z całej duszy ten film. Warto czasem zdobyć się na chwilę refleksji, ugryźć odmienną kulturę, otworzyć oczy i serca na innych ludzi.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz