Rekiny wojny - zabawa w wojnę

Rekiny wojny - zabawa w wojnę





Ekranowe historie inspirowane lub oparte na faktach zawsze ogląda się trochę inaczej, niż całkowicie wymyśloną rzeczywistość. Widz ma świadomość, że mimo dramatyzmu lub absurdu danej sytuacji, wydarzyła się ona naprawdę i przez to może jeszcze pełniej odebrać przekaz od twórców. Na pewno jednym z plusów „War dogs” (w bardzo wolnym tłumaczeniu psy stały się tu rekinami) jest właśnie autentyczność opowieści, w której główni bohaterowi istnieją naprawdę i zrobili to co zrobili także w „realu”. 

Historia jest bowiem sama w sobie intrygująca i może zaciekawić. Mamy tu do czynienia z dwoma młodzieniaszkami, którzy jako kompletni amatorzy wzięli się za zbrojenie amerykańskiej armii i zaczęli zbijać na tym niewyobrażalne pieniądze. I to wszystko bez wychodzenia z domu. Potrzebne było tylko połączenie z Internetem i już mogli swobodnie przebierać w ofertach Pentagonu. To z jednej strony niedorzeczne i śmieszne, a z drugiej zatrważające - jak łatwo takie rzezimieszki mogły mieć realny wpływ na uzbrojenie żołnierzy w Iraku czy Afganistanie. Wojna to bowiem biznes jak każdy inny. I mimo, że nasi bohaterowie są pacyfistami, nie przeszkadza im to w dorobieniu się na niej. Gdzieś po jednej stronie globu giną ludzie i gęsto przelewa się krew, ale w Miami dzięki temu kupuje się porszaki i chaty z ogromniastymi basenami. Twórcy jednak nie chcą umoralniać nas na siłę. Raczej w lekki sposób sygnalizują istnienie problemu. 
Śmietanka towarzyska - Allenowski crème de la crème

Śmietanka towarzyska - Allenowski crème de la crème


Woody Allen – cóż to za postać! Cherlawy, malutki okularnik z wielkim talentem pisarskim i komediowym. Trzykrotnie nagrodzony Oscarem za scenariusz oryginalny i raz za reżyserię („Annie Hall”). Miłośnik jazzu, Nowego Jorku i kobiet. Ekscentryk, ateista, mąż swojej adoptowanej córki. Bez wątpienia tworzy kino autorskie, które jest jednocześnie jednym z bardziej monotematycznych w historii. Niesamowite, że mając 80 lat na karku nadal jest w stanie rok w rok napisać i wyreżyserować swoje kolejne dziecko. Tym razem zdecydował się nam zaprezentować komedię z elementami romansu. Cóż za zaskoczenie!


Fakt, że wybierając się na film Allena, w ciemno możemy jako tako przewidzieć jak będzie się rozwijała fabuła jest równocześnie plusem i minusem. Dla wielbicieli ciętych dowcipów o Żydach oraz filozoficznych wstawek to zawsze będzie kinowa uczta. Natomiast dla tych nielubiących twórczości nowojorczyka to zawsze będą filmy przegadane, w których nic się nie dzieje, nie ma szybkiej akcji i są tak naprawdę o niczym. Ja częściej należałam do tej drugiej grupy, jednak odkąd sięgnęłam po najwcześniejsze pozycje Allena ("Annie Hall", Hannah i jej siostry"), coraz bardziej doceniam jego inteligencję i kunszt pisarski. W mojej opinii „Śmietanka towarzyska” utrzymuje dobry poziom poprzednich produkcji takich jak „Zakochani w Rzymie” czy „Blue Jasmine”.
Zjednoczone Stany Miłości - Miłość to cierpienie

Zjednoczone Stany Miłości - Miłość to cierpienie


O nowym filmie Wasilewskiego pierwszy raz usłyszałam po jego zdobyciu Srebrnego Niedźwiedzia za scenariusz na festiwalu Berlinale. Wtedy też, gdzieś z tyłu głowy zanotowałam, że warto by się z tym obrazem zaznajomić. Na wstępie należy podkreślić, że nie jest to lekkie i przyjemne kino. To raczej ciężka artyleria. Reżyser cały czas pracuje na swój własny styl i jeżeli ktoś z Was widział jego wcześniejsze dzieło „Płynące wieżowce”, to na pewno nie będzie zaskoczony formą wykorzystaną w „Zjednoczonych stanach miłości”. 
 
Estetyka Wasilewskiego bardzo dobrze oddaje klimat początku lat 90-tych i powolne zmiany ustrojowe jakie zaczęły zachodzić w naszym kraju. Jego zdjęcia są szare, smutne, oszczędne w wykorzystaniu kolorów i światła. W inscenizacjach króluje minimalizm. Ujęcia są długie, a niektóre z nich, szczególnie te pokazujące pejzaże, przypominają wręcz fotografie. W kadrach mamy obfitą garść zbliżeń na zmęczone i pełne bólu twarze naszych bohaterek. Fabuła rozgrywa się rok po upadku PRL-u, w burych blokowiskach, wyjętych żywcem z piosenki Martyny Jakubowicz „W domach z betonu”. I tak jak w tym szlagierze wokalistka śpiewa, że „nie ma wolnej miłości”, tak samo w filmie każda z przedstawionych żeńskich postaci desperacko szuka upragnionego uczucia…
Copyright © 2014 Filmowe migawki , Blogger