Rekiny wojny - zabawa w wojnę
Ekranowe historie inspirowane lub
oparte na faktach zawsze ogląda się trochę inaczej, niż całkowicie wymyśloną
rzeczywistość. Widz ma świadomość, że mimo dramatyzmu lub absurdu danej sytuacji,
wydarzyła się ona naprawdę i przez to może jeszcze pełniej odebrać przekaz od
twórców. Na pewno jednym z plusów „War dogs” (w bardzo wolnym tłumaczeniu psy
stały się tu rekinami) jest właśnie autentyczność opowieści, w której główni
bohaterowi istnieją naprawdę i zrobili to co zrobili także w „realu”.
Historia jest bowiem sama w sobie intrygująca
i może zaciekawić. Mamy tu do czynienia z dwoma młodzieniaszkami, którzy jako
kompletni amatorzy wzięli się za zbrojenie amerykańskiej armii i zaczęli zbijać
na tym niewyobrażalne pieniądze. I to wszystko bez wychodzenia z domu.
Potrzebne było tylko połączenie z Internetem i już mogli swobodnie przebierać w
ofertach Pentagonu. To z jednej strony niedorzeczne i śmieszne, a z drugiej zatrważające
- jak łatwo takie rzezimieszki mogły mieć realny wpływ na uzbrojenie żołnierzy
w Iraku czy Afganistanie. Wojna to bowiem biznes jak każdy inny. I mimo, że
nasi bohaterowie są pacyfistami, nie przeszkadza im to w dorobieniu się na
niej. Gdzieś po jednej stronie globu giną ludzie i gęsto przelewa się krew, ale
w Miami dzięki temu kupuje się porszaki i chaty z ogromniastymi basenami.
Twórcy jednak nie chcą umoralniać nas na siłę. Raczej w lekki sposób
sygnalizują istnienie problemu.